|
|
SPIS RZECZYNiusySłowo wstępu Artykuły Srebrna Pieczęć Świat Opowiadania Przygody Rasy Mapy Księstwa Organizacje i stowarzyszenia Bogowie Zioła Przedmioty magiczne Bestiariusz Nasze postacie Mechanika Profesje Umiejętności profesjonalne Uzbrojenie Czary Opis parametrów Zasady Tworzenie postaci Rozwój postaci Rzuty krytyczne Galeria Pliki Sesje Pajacyki Forum (ost.wypowiedź) Księga gości Linki Autorzy karp - teksty Zydy - łebmaster Justyna - ilustracje i inni Stronę najlepiej oglądać na monitorze przy pomocy oczu... Wszystkie prawa zastrzeżone Powered by vi ![]() ![]() |
Bić czy truć? Nierzadko
zabójcy kojarzą się z pooranymi bliznami, spoconymi, szczerbatymi i najeżonymi
sztyletami drabami. Owszem, tak może wyglądać jeden z przedstawicieli rodziny
zabójców, zwany oprychem. Jest ich pełno w każdym większym mieście. Nie każdy
jednak z reprezentantów tej funkcji odpowiada temu opisowi, choć zdecydowana
większość na pewno. Nie rwijmy jednak włosów z głowy my, miłośnicy zabójców,
ponieważ mimo, że nie w każdej ostrydze, to perły bez wątpienia są. Te
najbardziej atrakcyjne i wartościowe jednostki, jak wspomniałem, są w mniejszości, ale to one będą obiektem
zainteresowania autora tego artykułu. Modus operandi oprycha jest banalny. Pożałowania godny
delikwent ten czai się na wychodzących z karczm dobrze sytuowanych mieszczan.
Unika raczej ryzyka, więc zrzesza się nierzadko w większe grupy, w których
czuje się pewnie. Nie jest dobrze wyszkolony w walce bronią, o znajomości
trucizn nie ma mowy. Jest chamski w obejściu, prymitywny, bezpośredni i
zachłanny. Jakie rodzaje zabójców zaliczyłbym jeszcze do tej
rodziny? Oprócz oprycha widzę tu trucicieli i wirtuozów noża, miecza lub łuku
czy kuszy. Każdy z nich jest dużo bardziej złożony, wymaga więc specjalnego, osobnego
omówienia. Zacznę od truciciela. Jest on znawcą trucizn pochodzenia
zwierzęcego i roślinnego. Posiadł gruntowne wykształcenie w zakresie zoologii,
botaniki i alchemii. Znajomość tematu nie jest jednostronna - wie też, jakie
antidota zastosować na określone trucizny. Potrafi przyrządzić truciznę tak, by
dopasować ją do metody podania, czyli gęste mazie na sztylety drożne, roztwory
do picia, proszki do rozpuszczania w piwie czy winie, proszki do
"przyprawiania" potraw, czy wreszcie proszki, ciecze lub wyciągi gęste dla
trucizn kontaktowych. Po co likwidatorowi taka rozmaitość postaci trucizn? Są
trzy powody determinujące tę różnorodność. Po pierwsze zabójca dysponuje
określonym narzędziem, np. nożem i trucizna musi być do niego dopasowana. W tym
przypadku potrzebuje pasty. Jeżeli nie potrafi walczyć, posługuje się trucizną,
którą można dodać do pokarmu lub napoju. Druga przyczyna to okoliczności w
jakich mordu dokonuje - czy ma czas na odwrót, czy łatwo może zostać
zidentyfikowany. Jeżeli musi pozostać długo na miejscu zbrodni, wówczas
korzysta z trucizn o wolnym działaniu, podawanych zwykle w postaci stałej,
proszku. Wreszcie trzeci powód - toksyny zawarte w materiale roślinnym lub
zwierzęcym mają różną trwałość. Wiele z nich jest termolabilnych (
ciepłochwiejnych, nietrwałych w podwyższonej temperaturze ), więc np.
przyrządzenie wyciągu gęstego przez odparowanie rozpuszczalnika nie wchodzi w
rachubę. Wynika z tego, że nie każdą postać z danej trucizny da się
przyrządzić. Jak widać truciznę można podać w
rozmaity sposób. Co należy wiedzieć jeszcze? Najszybciej zadziała trucizna
podawana do krwiobiegu ( natychmiast do kilku minut ), wolniej rozpuszczona o
dyspersji rzeczywistej ( rozpuszczona tak, że cząstek nie widać, kilka minut do
pół godziny ), jeszcze wolniej w zawiesinie ( kilkanaście minut do godziny ),
najwolniej trucizna podana do przewodu pokarmowego ( od 20 minut do kilku
godzin ). W dobrze zrozumianym, własnym interesie rodzaj trucizny należy dobrać
do warunków i okoliczności w jakich ofiara się znajduje. W pracy zabójcy niezwykle ważny
jest warsztat. Do skomplikowanej nieraz procedury otrzymywania trucizn
niezbędne są warunki - pracownia alchemiczna o minimalnym choć wyposażeniu,
dostęp do surowców i pieniądze. W pracowni musi bezwzględnie znaleźć się
moździerz z pistlem do ucierania materiałów, retorta z tubusem, chłodnica
destylacyjna, kolby - odbieralniki, palnik, zamykane butelki na ekstrakty,
parownica, bagietki, łyżki i łączniki między elementami aparatury, korki z
drzewa balsa. Oczywiście dobrze byłoby mieć tego dużo więcej, ale to jest
minimum warunkujące funkcjonowanie na biednym poziomie. Od razu widać, że truciciele nie
rekrutują się z plebsu. Plebejusze nie mają szans na potrzebne fachowe
wykształcenie, nie mają też pieniędzy na zakup tak specjalistycznych i diablo
drogich materiałów. A propos materiału roślinnego czy
zwierzęcego. Hmm, zastanawiałem się czy podawać nazwy autentycznych roślin lub
zwierząt trujących. Zdecydowałem się podać tylko kilka przykładów ze względu na
to, że w światach fantasy egzystuje masa roślin i zwierząt, których nie ma w
naszej rzeczywistości. Każdy bajarz własnym sumptem te surowce może sobie
wymyślić. A te przykłady - ryba najeżka ma w woreczku żółciowym truciznę
określaną mianem tetradotoksyny, która wprowadza delikwenta w stan głębokiej
anabiozy. Polega ona na dramatycznym zahamowaniu zewnętrznych funkcji
fizjologicznych tak mocno, że bez dokładnego badania nie sposób ustalić czy
delikwent żyje. W większych dawkach powoduje śmierć na skutek porażenia ośrodka
naczynioruchowego i oddechowego. Teraz roślina - Pokrzyk wilcza jagoda, czyli
Atropa belladonna - jagody tego krzewu powodują śpiączkę i śmierć, wcześniej
jednak suchość skóry i ust, agresję, palpitację serca, blok mięśni oddechowych,
wstrząs alergiczny owocujący zgonem. Inna roślina Physostigma venenosum czyli
Bób kalabryjski, działa antagonistycznie do Pokrzyku, ale też powoduje śmierć,
na skutek zatrzymania akcji serca. Bób jest odtrutką na Pokrzyk. Jeszcze jedna
- Lobelia inflata, czyli Stroiczka rozdęta powoduje zawał serca (wchłania się
przez skórę). Podobnie działa muskaryna z muchomorów czerwonych. Muchomór
sromotnikowy jest niezwykle toksycznym grzybem, pięćdziesiąt gramów świeżych
owocników powoduje śmierć po kilku dniach na skutek nieodwracalnego uszkodzenia
wątroby. Pomóc może tutaj jedynie płukanie żołądka w ciągu 6 godzin od spożycia
i podawanie ziela Silybum marianum, czyli Ostropestu plamistego. Dalej, to nie
wszystko - kurara ( Kurara kalebasowa - Strychnos toxifera )i inne alkaloidy
kuraryzujące, jady ropuch, węży powodują śmierć przez porażenie mięśni
międzyżebrowych i uduszenie. Glikozydy naparstnicy kumulują się w organizmie,
osobnika można truć długo, niewielkimi dawkami. Nikt się nie zorientuje,
zaręczam. Ciekawą trucizną baaaardzo śmiercionośną jest proszę czytelników woda
po konwaliach. Tak! Jeśli dobę potrzymamy świeżo zerwane konwalie w wodzie i
damy ją komuś do wypicia to efekt mamy murowany. Ufff, wystarczy chyba.
Przykłady można by mnożyć w nieskończoność, ale nie jest to artykuł z
farmakognozji, farmakologii i toksykologii, więc tyle wystarczy. Czy truciciel walczy? Raczej
wątpię. Wiedza, którą musi zdobyć absorbuje go zbyt mocno. Nie ma już ani czasu
ani ochoty na walkę. Nie potrzebuje zresztą tego, bo zabija cicho i bez
konfrontacji. To prawdziwy artysta w swoim fachu, nie splamiony krwią ofiar. Są
jednak truciciele, którzy potrafią posługiwać się bronią. Ci wszak należą do
mniejszości. Kolejnymi reprezentantami rodziny są mistrzowie w
posługiwaniu się bronią. Są różne rodzaje śmiercionośnych narzędzi, więc ta
grupa jest bardzo złożona. Są tacy, którzy likwidują cel bez korzystania z
zaskoczenia, walczą z nim bezpośrednio, bronią białą. Ci są naprawdę świetnie
wyszkoleni. Od łowców nagród dzieli ich niezwykle cienka granica ( Bonhart ).
Inni posługują się bronią strzelecką - łukiem czy kuszą, która umożliwia
względnie dyskretne zlikwidowanie ofiary. Często strzały lub bełty są
zaprawione trucizną, co zwiększa efektywność tej metody. Zaletą strzelania jest
możliwość wyłowienia ofiary z gęstego tłumu strażników, ucieczka z miejsca
akcji zanim ochrona zorientuje się, skąd padły strzały. Nożownicy działają
jeszcze inaczej - ich atutem jest perfekcyjne posługiwanie się bronią krótką -
nożem, sztyletem. Potrafią bezszelestnie poruszać się w mieście, łazić jak
pająk po gzymsach, dachach, ścianach. Zaskoczą każdego i w każdych warunkach,
upodobnią się do drzewa nawet, jeśli będzie trzeba... Nie na ostatnim miejscu
jest też umiejętność charakteryzacji, którą hołubią. Od oprycha odróżnia
wykwalifikowanego mordercę ta właśnie, powyższa pula umiejętności
specjalistycznych, których znajomość pozwala na pracę w każdych
okolicznościach, nie tylko w cuchnących zaułkach. Często zabójcy dysponują
pobieżną, praktyczną znajomością trucizn. Dla każdego z nich jest to kolejny
ważny atut, zwiększający możliwości i wartość na rynku. Nigdy jednak nie
osiągnie na tym takiego mistrzostwa jak truciciel. Oba typy najemnych morderców różnią się dość znacznie,
mam nadzieję, że wywiodłem to przekonywująco. Są i liczne cechy wspólne. I
truciciel i zabójca ( tak nazwę drugi typ dla uproszczenia ) są wykształceni,
ogładzeni i schludni, także w obejściu. Odpowiedni poziom kultury osobistej
jest ważny ze względu na to, że często działają wśród wyższych sfer. Trudno
sobie wyobrazić, by oprych z gnojowych zaułków podjął się wyeliminowania np.
radnego Novigradu lub jakiegoś możnowładcy z prowincji. Po pierwsze nie ma na
to środków ( daleki wyjazd ), po drugie nie ma wystarczających umiejętności
tam, gdzie trzeba ruszyć głową, nie tylko pałką. Przyszedł czas na kilka słów gorzkiej prawdy, gorzkiej
dla zwolenników specjalizowania się w truciznach. Niestety truciciele są dużo
mniej atrakcyjnymi postaciami dla graczy. Mistrzowie gry ( to moje własne
obserwacje i doświadczenia ) ograniczają dostęp do naprawdę efektownie i
efektywnie działających trucizn. Uznają, że zbyt obfity arsenał środków,
którymi dysponuje drużyna rozchwiewa równowagę gry i utrudnia kontrolę nad
graczami. Poza tym truciciel nie jest specjalistą w posługiwaniu się bronią, a
to jest jak każdy gracz wie niezwykle ważny atut, czasem nie da się niestety
rozwiązać problemu inaczej niż siłowo. Bajarze już o to dbają, by przeciwnik
choć jeden znalazł się na drodze próbującej uniknąć konfrontacji drużyny.
Jeżeli nawet MG unika walk a gracze mu dzielnie sekundują, to nie sposób po
prostu całkowicie wyeliminować tego. Walka jest ważna, atrakcyjna dla graczy,
bo nie niesie ze sobą prawdziwych ran i pozwala być sprawnym i dzielnym nawet
jeśli w rzeczywistości gracz znacznie od tego obrazu odbiega. Utarczki są nie
najważniejszym, ale istotnym elementem sesji. Nawet jedna tylko ubarwia ją
znacznie. Te wszystkie powody utrudniają skuteczną i
satysfakcjonującą grę trucicielem. Znajdą się pewnie prowadzący, którzy temu
zaprzeczą, ale fakty są niewzruszone jak betonowa ściana - gra trucicielem to
wyższa szkoła jazdy, wymagająca większej pracy gracza i bajarza na równi.
Zachęcam jednak do gry nimi, bo skuteczne dobranie trucizny i wykonanie zadania
daje o niebo większą satysfakcję niż np. zasztyletowanie lub zastrzelenie celu.
Zresztą sami to sprawdźcie! Mrufon czyli Marek Chrobot Darmowy hosting zapewnia PRV.PL
|